7:45 rano
Spieszysz się do pracy. Za szybą samochodu znajomy widok: pas ciągnących się aut, światła nigdy nie zgrywające się z Twoimi potrzebami, jeszcze ten cieszący się nie wiadomo z czego spikera w radiu oznajmiający wszem i wobec o gigantycznych korkach w całym mieście. Za pół godziny ważne spotkanie z klientem. Spóźnisz się na pewno. Jedyna pociecha, że nie Ty jeden… No i masz, znowu czerwone. Zerkając w lewe lusterko widzisz poruszającą się środkiem drogi zgrabną kropeczkę, która z sekundy na sekundę staje się coraz większa. Zatrzymuje się przy Twoim aucie, kształtny, bajecznie kolorowy dwuślad, przyciągający Twój wzrok zarówno charakterystycznym znaczkiem Peugeota jak i miłą, uśmiechniętą buzią siedzącej na nim dziewczyny. Humor poprawia Ci się przez moment ale nie na długo. Gdy światło zmienia się na zielone, Ty w napięciu odliczasz mijające sekundy, analizując czy przejedziesz w tym czy następnym cyklu. No i nie udało się. Wszystko przez tego ćwoka przed Tobą, który na widok migającego żółtego światła dal tak ostro po heblach, że o mało nie wjechałeś mu w kufer. Patrząc w lewo chciałbyś zobaczyć znów uśmiechniętą dziewczynę na skuterze, ale daremne to nadzieje. Po dziewczynie została malutka kropeczka tym razem daleko przed Twoim autem zbliżająca się do kolejnego skrzyżowania, do którego Ty dotrzesz najwcześniej za pięć minut. Nie zobaczysz jej już… Za to przez szybę widzisz spoconego jegomościa polonezie pomalowanym na sraczkowaty kolor. To na równi z fizjonomią kierowcy powoduje, że odwracasz się z niesmakiem. Ponownie tęsknym wzrokiem szukasz choćby tej małej kropeczki, ale teraz nie widać jej już wcale. Ech, ja też bym tak chciał…
8:05 dojedziesz, czy nie dojedziesz?
Korki zdają się odrobinę odpuszczać, ale za to z niepokojem zaczynasz obserwować wskaźnik paliwa. Cholera znowu jedziesz na oparach. Ten samochód jara paliwo jak chłop szlugi. Może wystarczy? Nie ma co ryzykować, zresztą nawet jak dojedziesz to jak wrócisz? Zjeżdżasz na chwilę na stację. Z planowanych trzech minut robi się dziesięć, bo oczywiście na stacji zepsuł się terminal i trzeba było się zdrowo nagimnastykować, aby wysupłać gotówkę z kieszeni. Wsiadając do samochodu nerwowo przeliczasz resztki brzęczących monet w portfelu. W radiu mówią, że w takim skuterze Peugeot Kisbee spalanie niezależnie od dynamiki jazdy nie przekracza 2,8 litra na 100 km. No nieźle, myślisz sobie, to oznacza mniej więcej dwadzieścia kilka złotych oszczędności za każde przejechane 100 km.
8:30 dojeżdżasz wreszcie samochodem do Rynku.
Stare znajome wrocławskie uliczki, jak zwykle jednak nie masz czasu cieszyć się ich widokiem. W Twojej głowie toczą starcie błyskawice i gromy, przygryzasz wargi dusząc w sobie stek przekleństw. Powód? Właśnie piąty raz mijasz tę samą uliczkę w beznadziejnym poszukiwaniu miejsca do zaparkowania swoich czterech kółek. Oho, ktoś tam na końcu wyjeżdża, zaczaj się. Kurczowo pochylony nad kierownicą, z wyostrzonym wzrokiem jastrzębia czyhającego na ofiarę śledzisz niezdarne poczynania kierowcy Smarta, który próbuje desperacko wydobyć się z zaparkowanej pułapki . Jedźżesz wreszcie chłopie! No nie wyjedzie. Z drugiej strony jak Ty tam wjedziesz. Twoje auto jest na oko półtora raza większe. Wyjechał wreszcie. A ty? Możesz kręcić w lewo, prawo, przód i w tył, a nic nie wymyślisz. Z drugiej strony żal odpuścić. Twoje dylematy rozwiązuje podjeżdżający maxi-skuter Peugeot Metropolis zajmujący upatrzone miejsce, w które wjechał bez najmniejszego problemu. Kierowca zawadiacko zdejmując kask podchodzi do siedzącej nieopodal na skuterze dziewczyny, całując ją na przywitanie w policzek. Zaraz, zaraz! To ta sama dziewczyna, którą widziałeś pół godziny temu w lusterku! Też byś tak chciał, co nie?
Oj chciałabym taki, biała perła 😉
Wygląda znakomicie! 😉 ma to coś w sobie.